Łowienie pstrągów to prawie obsesja. Jeszcze kilka lat temu mówiłem, że łowię pstrągi tylko, dlatego ponieważ na początku sezonu, czy wczesną wiosną poza łowieniem kleni i jazi na spinning nie mam już nic więcej do roboty nad rzeką.
Łowienie troci nigdy mnie nie wciągnęło i poświęcam im dwa do czterech dni w całym sezonie. Jednak z pstrągami stało się zupełnie inaczej. Któregoś roku uparłem się i poświęciłem potokowcom kilka miesięcy. Pamiętam jak jeździłem na różne rzeczki, strumienie, czy średnie rzeki w poszukiwaniu pstrągów. Raz było lepiej, raz gorzej. Raz byłem w pełni usatysfakcjonowany, innym razem zupełnie załamany. Jednak któregoś wieczoru usiadłem i zacząłem przeglądać swój notes ze statystykami oraz zapiskami z poprzednich miesięcy. Wyszło na to, że złowiłem masę pstrągów w różnych wielkościach. Przez te kilka miesięcy złowiłem rzeczywiście dużo kropkowańców, jednak brakowało mi zakończenia jakimś większym okazem. Nadeszło lato i odpuściłem łowienie pstrągów, na rzecz innych rzecznych gatunków. Jednak podświadomie cały czas myślałem już o nowym sezonie i pierwszych zimowych podchodach tych pięknych ryb. Nadszedł nowy sezon. Oczywiście objeździłem kilka ulubionych rzeczek. Złowiłem kilkanaście ryb, jednak żadna z nich nie była tą, o której marzyłem.
Zaczęła się wiosna, a ja zostałem cały czas przy pstrągach. Pewnego wieczoru zadzwoniłem do przyjaciela Adama i powiedziałem mu: „jutro mam urodziny, czas na spotkanie z życiowym potokowcem”. Adama nie trzeba było długo namawiać i następnego dnia byliśmy już nad rzeką. Było dość zimno, jak na tę porę roku, ale w wodzie było widać życie. Ponieważ w głowie miałem myśl o dużej rybie, postanowiłem szybko obejść miejsca, w których już kiedyś zaobserwowałem duże potokowce. Zmieniałem miejsca i nic. Przy jednym z miejsc miałem wyjście sporej ryby, która jednak zrezygnowała z ataku na moją przynętę. Obławiałem to miejsce długo, ale bez rezultatu. Poszedłem kilkaset metrów dalej i zaczaiłem się za drzewem, aby obłowić ciekawą rynnę za zwalonym drzewem. Pierwszy rzut nie był zbyt udany, więc szybko go powtórzyłem. Sprowadzałem wobler w swoim kierunku i co jakiś czas przytrzymywałem go w miejscu. W pewnym momencie nastąpiło mocne branie i już w pierwszej chwili wiedziałem, że pstrąg jest duży. Szybko wyciągnąłem go z dala od zwaliska i wszedłem do wody, aby go podebrać. Pstrąg okazał się tym moim wymarzonym – urodzinowym. Był największy, jakiego złowiłem do tej pory. Tego dnia wpadłem na całego. Odtąd w każdym sezonie poświęcam kilka miesięcy na łowienie tylko tej ryby. Można powiedzieć, że zakochałem się w takim łowieniu. Sam klimat łowienia pstrągów wciągnął mnie na dobre. Piękne urokliwe rzeki, szumiące szypoty i wlewy, wspaniałe krajobrazy, dzika zwierzyna w lesie, zakradanie się i podchody do pstrągowych miejscówek oraz pewna odskocznia od „moich” wielkich rzek, wszystko to stało się moją pasją.
Na spinning łowię pstrągi zimną, wiosną, a nawet latem. W każdym z okresów zabieram się za to nieco inaczej, bo aby regularnie łowić te wspaniałe ryby, trzeba się do tego przystosować. Powoli zbliża się wiosna, a tym samym zmienia się nieco moje podejście do łowienia pstrągów potokowych. Odchodzę od typowo zimowego łowienia pstrągów. A mam tu na myśli łowienie ryb schodząc w dół rzeki, gdzie przynętę podaję najczęściej w dół nurtu i prowadzę ją pod prąd. Zimą łowię wolno i często staram się zostawiać przynętę swobodnie pracującą w nurcie. Jak przychodzi stanowcze ocieplenie i odchodzi zima to wówczas lubię robić długie spacery w górę rzeki. Łowię idąc pod prąd, ponieważ w tym okresie preferuję szybsze prowadzenie przynęty, niż zimą. Najczęściej prowadzę przynętę z prądem rzeki. Ponadto idąc w górę rzeki mam większą szansę na niedostrzeżone podejście do płochliwego pstrąga. Przecież ryby te stoją w nurcie, skierowane głową pod prąd rzeki i dokładnie widzą wszystko przed sobą. Ja zachodzę je od tyłu, a one nie są w stanie mnie zauważyć i wówczas mam więcej miejsca do zarzucenia oraz manewrowania przynętą.
Idąc w górę, ustawiam się za kryjówką pstrąga i podaję przynętę rzutem w górę rzeki. Po odpowiednim rzucie powyżej stanowiska pstrąga, szybkimi obrotami korbki kołowrotka, zatapiam wobler na oczekiwaną głębokość. Wobler naprowadzam w kierunku domniemanego stanowiska pstrąga, tak aby przepłyną jak najbliżej. Czasami staram się prowadzić przynętę tak, aby napłynęła przed samym pyskiem pstrąga. Wtedy mało, która ryba potrafi się oprzeć przynęcie przepływającej jej koło głowy. Oczywiście zdarzają się wyjątki, kiedy ryba stoi w nurcie i zupełnie nie żeruje lub jest na tyle ostrożna, że nie atakuje przynęty. Wobler zarzucony w górę rzeki prowadzę tak, aby nienagannie pracował i płynął nieco szybciej niż prędkość nurtu. W takich momentach najlepiej sprawdzają mi się woblery typu Floating (pływające). Jednak nie zawsze taka metoda jest skuteczna, więc czasami staram się prowadzić przynętę „bezwładnie”, tak aby tylko od czasu do czasu lekko pracowała w nurcie i ogólnie była swobodnie niesiona nurtem. Do tego typu łowienia najlepiej sprawdzają się woblery typu Suspending (bezwładne) lub Sinking (tonące). Jak przez jakiś czas nie mam brań to uatrakcyjniam prowadzenie woblera krótkimi podszarpnięciami i podciągnięciami. Robię to oczywiście za pomocą ruchów szczytówki wędziska.
Jak pstrąg dobrze żeruje to często atakuje wobler za pierwszym przeprowadzeniem. Jeżeli ze swojej kryjówki uda mi się wypatrzeć pstrąga to zawsze obserwuję jego reakcję na prowadzoną przeze mnie przynętę. Jeśli pstrąg nie zaatakował przynęty w pierwszym rzucie to zawsze poświęcam na jego złowienie więcej czasu. Próbuję różnej wielkości woblerów, w różnej tonacji kolorów i z innym rodzajem pracy. Czasami nawet zmiana wielu przynęt nie pomaga i niestety trzeba rybie odpuścić. Jednak zawsze zapamiętuję miejsca, gdzie widziałem takie ostrożniejsze pstrągi i odwiedzam je podczas innych wypadów. Wypatrzone wcześniej pstrągi, które łowię na następnych wyprawach, sprawiają mi największą przyjemność. Moim zdaniem to jest właśnie kwintesencja łowienia pstrągów. Znając stanowisko pstrąga, mogę wcześniej przemyśleć jak się do niego zabrać i od której strony najlepiej go podejść. Taki wypracowany pstrąg to niesamowita przyjemność. Aby łowić pstrągi na wypatrzonego polecam zakup okularów z filtrami polaryzacyjnymi. W takich okularach będziemy widzieli, co dzieje się pod wodą. Zauważymy prawie każdą żerującą rybę i będziemy mogli zaobserwować tzw. wyjścia pstrągów za przynętą. Niestety czasami bywa tak, że ostrożne pstrągi nie atakują naszej przynęty, tylko idą za nią i dokładnie się jej przyglądają.
Do opisanego powyżej łowienia z prądem rzeki, najbardziej sprawdzają mi się średnie i większe woblery. Są to najczęściej podłużne modele w wielkościach od 5 do 8 centymetrów. Praca woblera danej firmy nie zawsze jest podobna, do innego woblera o podobnym wyglądzie. Jednak nie ma to większego znaczenia. Niektóre moje pstrągowe woblery mają agresywną pracę, a niektóre bardzo stonowaną. Używam ich na przemian w zależności od prędkości i siły nurtu, a także od sposobu żerowania pstrągów. Żerujące pstrągi łowię bardziej agresywnymi woblerami, a słabiej żerujące pstrągi łowię woblerami o stonowanej akcji. Kolory woblerów, jakich używam są bardzo różne. Używam zarówno woblerów w kolorach naturalnych, jak i woblerów w bardzo wściekłych kolorach. Kolor raczej nie ma znaczenia, ale zauważyłem, że w niektórych okresach woblery w mocnych kolorach wywołują u pstrągów dodatkową agresję. Może jest to dodatkowy element wabiący. Do moich ulubionych woblerów pstrągowych należą w głównej mierze 5 i 7 centymetrowe Executory oraz 7 centymetrowe Minnowy Salmo, 6 i 7 centymetrowe wersje woblerów Big Bait, które wykonuje mój przyjaciel Sławek z Warmii oraz 5 centymetrowy Banan Siek-M.
Pstrągi łowię krótkimi kijami spinningowymi, ponieważ najczęściej poruszam się po mocno zarośniętych brzegach małych i średnich rzek. Krótki kij ułatwia mi poruszanie się po zarośniętym brzegu i pomiędzy gałęziami drzew. W takich warunkach, krótki kij pozwala mi także na lepsze i dokładniejsze operowanie przynętą. Poza tym, na tego typu rzekach, gdzie koryto ma najczęściej szerokość od kilku do kilkunastu metrów wcale nie potrzeba długiego kija. Najczęściej używam wędziska spinningowe o długości 2,3 – 2,4 metra. Z kolei jeszcze krótsze kije spinningowe, podczas takiego łowienia nie sprawdziły mi się, bo zawsze brakowało mi kilku/kilkunastu centymetrów, aby dokładnie poprowadzić przynętę w miejscach, w których łowię. Dłuższe kije 2,6 – 3 metry będą sprawdzały się na większych rzekach, typu San, czy Dunajec, ale na większości rzek, na których łowię najczęściej pozostaję przy krótszym wędzisku. Wędki, którymi łowię nie są zbyt delikatne. Zawsze mam na uwadze, że mogę zaciąć naprawdę konkretnego dużego potokowca. A walka z dużym pstrągiem nie należy do najłatwiejszych.
Zbyt delikatny kij nie pozwoli nam na stanowczy i dość szybki hol, a pstrągi podczas holu bardzo często uciekają do swoich kryjówek, czyli pod wszelkiego rodzaju zwalone do wody drzewa, krzaki, czy korzenie. Myślę, że kij dobrej klasy o gramaturze wyrzutu 25-30 gramów wystarczy. Ważne, aby był na tyle mocny, aby mógł dobrze amortyzować silne odjazdy pstrąga i aby można było zastosować odpowiednio mocną linkę. Pstrągi lubię łowić kijami o szybkiej akcji i o ugięciu szczytowym. Jednak mój kij nie może być zbyt sztywny, bo wówczas nie amortyzuje odjazdów mniejszych ryb, tak jakbym tego chciał. Do opisanego powyżej wędziska zakładam kołowrotek w wielkości 2500-3000. Ważne jest, aby kołowrotek dobrze wyważał kij i nie był zbyt lekki lub zbyt ciężki. Źle dobrany zestaw dużo szybciej męczy podczas długotrwałego łowienia i przedzierania się przez przybrzeżne chaszcze. Ponieważ podczas łowienia pstrągów jestem zwolennikiem używania żyłek, to na kołowrotek najczęściej nawijam dobrej jakości żyłkę o wytrzymałości 4,5 – 7 kilogramów. Do połowu pstrągów stosuję także plecionki o podobnej wytrzymałości, jednak nie robię tego zbyt często. Stosowanie żyłek wynika z mojego upodobania. Jednak uważam, że stosowanie plecionek podczas łowienia pstrągów w żaden sposób nie wypływa na brania ryb. Żerującym pstrągom jest wszystko jedno czy przynęta jest prowadzona na żyłce, czy na plecionce. Wbrew wielu opiniom, pstrągi nie płoszą się na widok plecionki, tym bardziej jak łowi się na spore przynęty.
Pstrąg potokowy należy do gatunku ryb łososiowatych (ryb szlachetnych). W naszych polskich rzekach jest go niestety coraz mniej. Pstrąg to bardzo waleczna ryba, to przeciwnik godny najbardziej wytrwałych wędkarzy. Wymaga specyficznego podejścia i specjalizacji. Ze względu na swoją szatę, pstrągi należą do najpiękniejszych ryb naszych wód. Należy się im wielki szacunek i myślę, że wszyscy wędkarze powinni zadbać o populację pstrągów w naszych rodzimych rzekach.
Wypuszczajmy kropkowanego drapieżnika z powrotem do wody, a na pewno opłaci się to nam na przyszłość.
Sebastian „rognis_oko” Kalkowski 2009
Zdjęcia: rognis_oko, Mateusz Kalkowski, Adam Wójcik
Tekst ukazał się w skróconej wersji w magazynie Wiadomości Wędkarskie 03.2009