Idąc nad rzekę, już z daleka słyszę głośny plusk w wodzie. Dosłownie za kilka sekund słyszę następne chlupnięcie. Jakby tego było mało, co chwila słyszę kolejne pluski. Mocno przyspieszam kroku, bo wiem, że to hałasuje cel mojego wypadu. To bolenie, które atakują żwawo stada drobnicy i robią to z takim impetem, że słyszę to już z daleka. Przedzieram się przez przybrzeżne chaszcze i w końcu dochodzę do brzegu rzeki. Powoli zbliżam się do miejsca, w którym żerują bolenie. Siadam, ukryty za drzewem i patrzę na atakujące ryby. Siedzę tak jakieś 15 minut i dokładnie obserwuję taflę wody w całej okolicy.
Wielu wędkarzy już dawno by nie wytrzymało i zaczęliby łowić. Jednak przy łowieniu boleni potrzebna jest wcześniejsza obserwacja, aby zorientować się w sposobie żerowania boleni, w ich trasach ataku na drobnicę i w określeniu przybliżonej ilości ryb w łowisku. Tak więc, siedzę i obserwuję, pomimo że bolenie atakują na całego. Wiem, że moja wnikliwa obserwacja na pewno się opłaci. Po zaobserwowaniu szeregu ataków boleni na drobnicę, wiem, z której strony napływają drapieżniki i w którą stronę ucieka drobnica. Wiem także, w których miejscach następują najgwałtowniejsze ataki. Zaobserwowałem również, jaką drobnicę atakują bolenie. Są to nieduże ukleje, ale wśród stad uklei pływają także małe krąpie i to głównie za nimi gonią głodne drapieżniki. Po mojej obserwacji, dokładnie wiem, w których miejscach mogę się ustawić, aby mieć w zasięgu rzutu większość żerujących rap.
Miejsce, z którego zarzuca się przynętę jest bardzo ważne, bo tylko, gdy dobrze się ustawimy, będziemy mieli szansę na złowienie większej ilości ryb za jednym podejściem. Kolejną sprawą, którą się wyczuwa podczas obserwacji żerujących boleni jest sposób późniejszego podania przynęty w łowisko. Ważne jest czy przynętę będziemy prowadzili pod prąd, czy z prądem, czy jednak ukośnie lub prostopadle do kierunku nurtu. Wiedząc te wszystkie rzeczy, możemy także dobrać odpowiednią przynętę, na którą będziemy próbowali skusić drapieżnika do ataku. Po cichu przenoszę się w wypatrzone wcześniej miejsce, z którego oddam pierwsze rzuty. Przykucam i zakładam odpowiednią przynętę. Oddaję pierwszy długi rzut, za miejsce, w którym nastąpiło najwięcej zaobserwowanych ataków boleni. Szybko sprowadzam przynętę z prądem rzeki, zwijając ją w swoim kierunku. Nic się nie dzieje. Ponawiam rzut, kierując przynętę nieco dalej, tak aby przepłynęła bardziej prostopadle do kierunku nurtu. Szybko zwijam linkę i w momencie, kiedy przynęta znajduje się na krawędzi warkocza, następuje potężne uderzenie. Zacinam. Boleń jest spory, jednak nie daję mu żadnych szans i szybko podholowuję pod brzeg. Podbieram bolenia z wielką satysfakcją, ponieważ wiem, że w sukcesie pomogła mi wnikliwa obserwacja łowiska. Z tego samego miejsca, łowię jeszcze kilka ładnych boleni i dopiero jak wszystko ucicha postanawiam wracać do domu.
W poprzednim artykule (Czas na rapę (I)) starałem się opisać miejsca, w których warto szukać wiosennych rap. Dzisiaj postaram się przybliżyć wam niektóre wabiki boleniowe i sposoby ich zastosowania. Kiedyś boleń był uważany za rybę bardzo trudną do złowienia. Nie mówię, że bolenie łowi się łatwo, ale w dzisiejszych czasach jest taka ogromna gama przynęt do wyboru, że łowienie boleni stało się dużo prostsze niż kiedyś. Oczywiście przy regularnym łowieniu boleni nie tylko przynęta ma znaczenie, jednak jest ona jednym z głównych kluczy do sukcesu. Osobiście nie przywiązuję się do jednej przynęty, chociaż uważam, że są przynęty skuteczniejsze i mniej skuteczne. Jednak w danych warunkach łowiska, może zdarzyć się tak, że kiedyś nieskuteczna przynęta, nagle okazuje się tzw. „killerem”. To jest jeden z ciekawszych aspektów w łowieniu boleni. Gama przynęt, którą można zastosować przy polowaniu na tego drapieżnika jest duża, bo wbrew pozorom, bolenia można złowić na bardzo różne wabiki. Samemu można się zaskoczyć, łowiąc bolenia na przynętę, na którą normalnie nie próbowalibyśmy go złowić.
W moim pudełku jest cała masa przynęt skutecznych na bolenie. Swoje wabiki dzielę na kilka grup, które różnią się od siebie budową przynęty i jej zastosowaniem na danym łowisku. Do pierwszej grupy przynęt należą woblery. Są u mnie na pierwszym miejscu z tej przyczyny, że po prostu najchętniej sięgam po tego typu wabiki. Lubię nimi łowić i sprawia mi to największą satysfakcję. Woblery boleniowe zajmują kilka przegródek w pudełku. W zasadzie można przyjąć, że prawie każdy wobler, który swoim kształtem przypomina ukleję może zostać wykorzystany do łowienia boleni. Dlatego też, 90% moich woblerów to imitacje uklei.
Duża część boleni żeruje daleko od brzegu. Poza tym, bolenie są płochliwe i bardzo często trzeba zarzucać przynęty z dużej odległości. Z tego też względu większość moich woblerów to wersje tonące lub specjalnie przeciążone woblery wykonane konkretnie pod łowienie boleni. Są jednak miejsca, gdzie nie potrzeba daleko rzucać przynęty, ponieważ można np. skutecznie ukryć się przed żerującymi boleniami (za drzewem, za krzakami) lub po prostu spuścić wobler z nurtem w miejsce żerowania ryb. W takich wypadkach stosuję woblery lekko tonące lub pływające. Na bolenie używam woblery w wielkościach od 5 do 12 centymetrów. Oczywiście nie raz zdarzyło mi się złowić bolenia na wobler mniejszy niż 5 centymetrów, ale raczej był to „przyłów” podczas łowienia innych drapieżników. Kolory moich woblerów mają oczywiście imitować żywą ukleję. Górują kolory szarości, srebrne, czarne, a także zielone, niebieskie i złote. Woblery są wszechstronne i dobierając odpowiedni model możemy łowić sprowadzając przynętę zarówno pod prąd, jak i z prądem rzeki oraz prostopadle do kierunku nurtu, czy prowadząc na ukos, tzw. wachlarzem. Woblery sprawdzą się na teoretycznie wszystkich typach łowisk boleniowych. Będą dobre na przelewach, w długich warkoczach za ostrogami, na rafach, na przykosach, na opaskach, na burtach, czy innych typach łowisk.
Na drugim miejscu są tzw. woblery bezsterowe. Różnią się od poprzedniej grupy woblerów jedną ważną rzeczą, a mianowicie brakiem steru. Tych wabików nie jest zbyt wiele w pudełku. Niestety tylko nieliczni producenci seryjni i rzemieślniczy produkują tego typu przynęty. Szkoda, bo to bardzo ciekawe przynęty na bolenie. Moje bezsterowce dzielą się na dwa typy. Te, które pracują pod powierzchnią wody i takie, które pracują na samej powierzchni. Bezsterowce pracują podobnie do dobrych woblerów boleniowych i charakteryzują się drobną pracą oraz delikatnymi wahaniami na boki. Najczęściej używam ich w wielkościach od 5 do 8 centymetrów. Do większych bezsterowców nie mam przekonania, podczas polowania na rapy. Kolory tych przynęt są identyczne jak woblerów z pierwszej grupy. Mają po prostu imitować rybki, które atakują bolenie. Woblery bezsterowe są najczęściej tak wykonane, aby były przeciążone, ale mimo to odpowiednio pracowały. Dzięki sporej masie w stosunku do wielkości są niesamowicie dalekosiężne. Dlatego też najlepiej nadają się do łowienia boleni, które żerują oddalone daleko od brzegu lub w przypadkach, kiedy musimy oddać daleki rzut, aby nie spłoszyć żerujących ryb. Bezsterowce najlepiej sprawdzają mi się podczas ściągania ich pod prąd. Jednak będą także pomocne w łowieniu z prądem rzeki lub prostopadle do nurtu. Po bezsterowce najchętniej sięgam na najbardziej typowych miejscówkach boleniowych, czyli podczas obławiania dużych warkoczy tworzących się za szczytami ostróg oraz na przelewach.
Kolejnym typem przynęt, które znajdują się w moim boleniowym arsenale są wabiki gumowe. Najczęściej są to odpowiednio dobrane rippery oraz twistery. Moje gumowe wabiki boleniowe charakteryzują się tym, że posiadają dość sztywne i twarde ogonki. Chodzi o to, aby guma boleniowa nie była zbyt miękka, a ogonki ripperów i twisterów nie pracowały zbyt agresywnie. Jednak dobra boleniowa guma musi pracować, tak aby jej drgania były wyczuwalne na wędzisku. Praca gumy musi być jak najbardziej zbliżona do ruchów prawdziwej uklei. Im wierniejsze naśladowanie żywej rybki, tym guma jest skuteczniejsza. Gumy, które najczęściej używam są w wielkościach od 5 do 10 centymetrów, a ich kolory są zbliżone do koloru żywej uklei. Zarówno rippery, jak i twistery uzbrajam w główkę jiggową z jak najmocniejszym hakiem. Zdarzało mi się nie raz, że przy gwałtownym braniu bolenia, hak po prostu nie wytrzymywał i rozginał się. Dlatego ważne jest, aby kolanka haka było duże, a sam hak bardzo mocny. Ciężar główek do gum boleniowych dobieram w zależności od odległości na jaką muszę zarzucić oraz od głębokości na jakiej będę prowadził przynętę. Jednak moje gumy prawie nigdy nie są uzbrojone lżej niż 10 gramów. Guma boleniowa nie może być zbyt lekka, bo przy łowieniu szybkościowym będzie za szybko wyskakiwała nam do powierzchni wody. Często gumy uzbrajam w cięższe główki jiggowe, ale nie dlatego abym mógł rzucić nimi jeszcze dalej, tylko po to, abym mógł poprowadzić przynętę na dowolnej głębokości. Należy pamiętać, że bolenie nie zawsze żerują przy samej powierzchni wody i często nie zdradzają swojej obecności głośnymi atakami. Nie znaczy to, że wcale nie żerują, tylko robią to w toni lub blisko dna. Boleniowe gumy są dalekosiężne, więc najlepiej można je wykorzystać na łowiskach, gdzie trzeba daleko dorzucić. Będą idealne do obławiania dużych warkoczy, przelewów oraz śródrzecznych raf.
Ostatnią grupą przynęt goszczących w moim boleniowym pudełku są wszelkiego rodzaju przynęty wykonane z metalu. Do tej grupy należą wahadłówki, ołowianki i cynówki. Moje metalowe wabiki charakteryzują się podłużnym kształtem. Najczęściej są koloru srebrnego, ale nie gardzę także złotymi odcieniami.
Wahadłówki idealnie nadają się do łowienia boleni, prowadząc przynętę tzw. wachlarzem, czyli ukośnie do kierunku nurtu. W wielu wypadkach nawet nie trzeba zwijać przynęty, bo wystarczy przeprowadzić ją „wachlarzem” w okolicy żerowiska bolenia. Większością wahadłówek uda się daleko dorzucić, jednak prym w osiąganych odległościach wiodą ołowianki i cynówki. Właśnie te przynęty zostały stworzone specjalnie do bardzo dalekich rzutów. Myślę, że nie ma przynęt boleniowych, które uda się dorzucić dalej niż właśnie wyżej wymienione. Niektóre wahadłówki pracują niezbyt pasując do „kanonów” boleniowej przynęty, jednak nie znaczy to, że są nieskuteczne. Siłą prób i błędów można sobie dobrać niejedną wahadłówkę, która w wielu przypadkach sprawdzi się nam podczas łowienia rap. Z ołowiankami i cynówkami jest prościej, bo w większości przypadków są wykonane specjalnie pod bolenia. Większość przynęt z tej grupy przyda się do łowienia pod prąd, jednak nie wszystkie nadadzą się do prowadzenia z prądem. Wahadłówki często sprawdzają się na dzikich miejscówkach, w warkoczach przy zalanych przeszkodach oraz na burtach. Ołowianki i cynówki sprawdzą się najlepiej na odległych rafach, przelewach i w warkoczach.
Przynęty ze wszystkich grup nadają się do szybkościowego łowienia boleni, jednak nie wszystkie nadają się do powolnego łowienia, ponieważ zbyt wolno prowadzone nie będą pracowały tak jak powinny. Najczęściej dotyczy to przynęt specjalnie dedykowanych do łowienia boleni. Bolenie łowi się bardzo różnie, jednak w wielu przypadkach łowi się je prowadząc przynętę bardzo szybko. Oczywiście nie jest to regułą, bo bolenie łowi się także sprowadzając przynętę wolniej lub bardzo wolno. O tym, czy przynęta ma być prowadzona bardzo szybko, szybko, czy wolno zadecyduje temperament boleni w danym dniu oraz sposób ich żerowania.
Pamiętajmy, że obserwacja żerowisk boleni na pewno pomoże nam w osiągnięciu kolejnych sukcesów, a dobranie odpowiedniej przynęty do warunków łowiska i odpowiednie jej zaprezentowanie, doprowadzi do łowienia większej ilości ryb znajdujących się na danej miejscówce. Skuteczny wędkarz potrafi złowić wiele drapieżników na jednym żerowisku, dlatego pamiętajmy o stosowaniu zasady złów i wypuść.
Sebastian „rognis_oko” Kalkowski ‘2009
Zdjęcia: rognis_oko, Mateusz Kalkowski, Remek
Tekst ukazał się w skróconej wersji w magazynie Wiadomości Wędkarskie 06.2009