Za nami kolejna tegoroczna wyprawa na pstrągi. Tym razem trafiliśmy w zupełnie odmienne warunki. Dwa dni przed naszym przyjazdem rozpoczęła się duża odwilż i w zasadzie było pewne, że jak przyjedziemy woda w rzece będzie podniesiona i zmącona. Rzeczywiście tak się okazało. Po przyjeździe zastaliśmy dość wysoką wodę, jadnak nie była jeszcze mocno zmącona. Wyglądało na to, że będzie dobrze. I tak było. Najtrudniejsze było dobranie odpowiedniej przynęty i sposóbu jej prowadzenia. Pstrągi żerowały, ale atakowały przynętę bardzo delikatnie, bez względu na prowadzenie przynęty z prądem lub pod prąd. W końcu udało się poprowadzić przynętę tak, aby pstrąg atakował ją i aby zacięcie było skuteczne. Pierwszego dnia złowiliśmy kilka ładnych pstrągów, z czego największe 40, 41, 44, 46 i 47 cm. Jednak woda z godziny na godzinę podnosiła się i coraz bardziej się brudziła. Do tego cały dzień i noc padał deszcz. Następnego dnia spodziewaliśmy się najgorszego. Rano zastaliśmy bardzo wylaną rzekę. Prawie nigdzie nie było takiego miejsca, aby woda płynęła w korycie rzeki. Przelewała się wszędzie, nawet przez szerokie i duże zakręty. Najgorsze było to, że rzeka była już tak zmącona, że praktycznie nie było widać przynęty pod wodą. Jednak nie daliśmy za wygraną i przeszliśmy kilka kilometrów łowiąc. Nie było to proste, bo w zasadzie cały czas musieliśmy brodzić w wodzie. W nagrodę za naszą determinację udało nam się złowić jeszcze dwa czterdziestaki. Wyprawę uważamy za bardzo udaną.
(Sebastian i Mateusz Kalkowski, 10.02.2011)